Krążą pogłoski, że nie piszę. Sprawdzam - prawda.
Uprawiam myślenie tumblrowe.
Pisać mogłabym tylko o tym,że nic się nie zmienia. Minęły 2 miesiące (plus cztery dni), a ja, poza okazjonalnymi wycieczkami na trzy kroki na południowy wschód, stoję w miejscu.
Wstyd nie robić postępów. Gdzie ambicje,
self-development?
Jeszcze jedno pytanie: nie przeszło Ci..?? a zacznę krzyczeć i wydrapywać oczy.
Dotąd wydawało mi się niemożliwe poddać się czemuś tak bardzo, ulec tak głęboko.
Ale cóż, popijam mieszankę mięty z melisą cytrynową, najprawdziwszymi ziołami z ogródka i gryzę się w język.
Jutro znów zbroja, zaciskanie palców i przemykanie bezszelestnie innymi drogami.
A chciałabym się czymś szczerze cieszyć, uwierz.