sobota, 21 maja 2011

Today I don't feel like doing anything..



Wywnętrzać się będę! Somebody stop me!

Otóż, jak w tytule, nadal obezwładnia mnie najlichszy argument, byle nie zrobić nic z Listy Priorytetów. Nadal uważam, że nie można rozliczać z czegoś, co nie zostało wypowiedziane w osobie kilku świadków.
A sumienie mam czyste, bo nieużywane.


Nie piję kaw, przeważnie. Kawy lubię, owszem, te z najmniejszą zawartością kawy, a bogate w mleko, mleczną piankę i chętnie smakowy syrop.
Ponieważ należę do osób,które wypijając kawę późno, tj. po 10:15 (a.m.) nie mogą zasnąć to dzisiaj wypiłam trzy. Taki ze mnie hardcorowiec, o!

Czy wspominałam,że uwielbiam HSM?
Tak, kocham Disneyowski kicz, nadekspresję i piskliwe głosiki. Ba, nawet polski dubbing! Także miałam 2/3 szczęścia dzisiaj, za co pragnę serdecznie podziękować zarządowi TVP2 oraz mojej siostrze, która dzielnie uprawia sing along przy ulubionych piosenkach (It's musical, duuude!).
Materiał dowodowy o tu.


środa, 18 maja 2011

wtorek, 17 maja 2011

Gif, give me




Image and video hosting by TinyPic


Autorkę bloga cechuje wyjątkowa wręcz oszczędność w gestach.




sobota, 14 maja 2011

Obssesive-compulsive disorder



Jestem bulimiczką tekstu pisanego z lśniącą okładką.
W sposób absolutnie chory obżeram się okładkami pism/pisemek/magazynów.

Termin "muzycznej bulimii" zgrabnie ukuł Fetysz, so true!

Kupuję, kompulsywnie, bo chcę. Bo muszę, byle było coś nowego!
Potem minirytuał: wertuję niedbale strony, często od końca, zatrzymując się na wybranych fragmentach, zazwyczaj felietonach.
Nikt,absolutnie nikt nie powinien tknąć nowej zdobyczy przede mną, a już broń Boże czytać! Głęboko wierzę, że wtedy harmonia na świecie zostałyby zaburzona i zapanowałby chaos większy niż na polskich stadionach.

Ewentualnych zainteresowanych, jeśli dostąpili już zaszczytu przejrzenia czasopisma, obowiązuje klauzula milczenia - nikt nie odważy się streścić mi artykułu, nim sama do niego nie dotrę. Profilaktycznie warczę.

Archiwum pism i pisemek obciąża prawie każdy metr kwadratowy pokoju i piwnicy gratis, a jednak nie znajdzie się w zbiorze ani jeden numer, który przeczytałabym od początku do końca.
I chyba to dopiero czyni mnie chorą.


piątek, 13 maja 2011

Oh God, my chance has come at last*






Może i nie wiem czego chce, ale wiem,że nie chcę tego-co-powinnam.

Ale oj,chyba wiem!
Chcę czekolady. Białej gorącej czekolady.
Bo zimno.









Aha,a dzień urodzin ekhmekhm-tych miałam przefantastyczny.







* Tytuł ma się nijak do zamieszczonej pod nim treści; autorka po prostu znów słucha The Smiths
THE SMITHS-THERE IS A LIGHT THAT NEVER GOES OUT


czwartek, 12 maja 2011

Post,którego nie było


Obiecałam sobie,że nie będzie urodzinowego wpisu.
Ale też nigdy nie byłam dobra w dotrzymywaniu obietnic składanych samej sobie.

Zdmuchnęłam już płomień wyimaginowanych świeczek, i o.
I już.

Nie stworzyłam planu kolejnych 12 miesięcy, żadnych postanowień.
Nie zrobiłam żadnego podsumowania, przynajmniej oficjalnie.

Jednak tak jakoś dziwnie, co roku powtarzam schemat: urodziny są w dalekiej przyszłości - pff,urodziny,wielka mi rzecz - oficjalnie: olewam, nieoficjalnie: och,oby COŚ się stało.
Tym COŚ mogłoby być wiele rzeczy.
Do drzwi mógłby zapukać doradca/coach/dobra wróżka z gotowym planem pięknego życia, rozpisanym w punktach. Coś w stylu "poznasz wysokiego przystojnego bruneta za dwa tygodnie, zakochasz się i będziesz wszystkiego pewna".
Mogłabym też stanąć w tym dniu przed lustrem i nie zważając na nadmiary "tam" i niedobory "ówdzie" (zwłaszcza "ówdzie") pomyśleć: jestem fajna.
Kath i Kathy mogłyby się także spoić w zgrabną całość, darując mi rozterki i wahania.

Wpisu miało nie być.
Zatem magicznych zmian też być nie mogło.
Były tylko urodziny. Tak po prostu.


piątek, 6 maja 2011

Blah bla blah

Ok,zatem osiągnęłam już ten poziom beznadziei,w którym drażni mnie wszystko,albo jeszcze więcej,a radość innych wywołuje reakcję pt. zrzygałabym się na Ciebie,ale nie chce mi się otwierać ust.
Mogłabym powiedzieć,że jestem przepracowana/przemęczona i stąd stan ogólnej niemocy (niemoty?) - brzmiałoby to tak jakoś szlachetniej, tak,że nawet ktoś mógłby zechcieć mi współczuć czy coś.

Ale nie. Właściwie to ja mam chyba za dużo czasu.
Praca magisterska się "nie pisze" i ja jej w tym czynnie pomagam. Tj. nie robię nic.
Już nawet nie oszukuję sama siebie,że cały wolny czas poświęcam na niesienie kaganka oświaty.
Gdyby nie obowiązkowy ułamek dnia spędzony w pracy to chyba nie wstałabym z łóżka.
A propos wszystkiego jestem "na nie". A nawet NIE!

Zatem apeluję, grzecznie proszę,albo nawet już trochę łzawie,bo rollercoaster emocjonalny mam w bonusie, aby ktoś/coś czymś ciężkim zdzielił/-o przez mą głowę sensowną myślą nieskalaną, bo się chyba sama na swojej żałości powieszę.
Amen.


poniedziałek, 2 maja 2011

I woke up one morning



Już pisałam,że męczą mnie moje sny, te najbardziej realistyczne.
Ale dziś, dziś chciałabym,żeby myśl,która pojawiła się po przebudzeniu była tylko snem.
Zaciskałam mocno powieki,ale nie przyniosło to żądanego efektu.

Po prostu maska nie pasuje,wybacz mi.