Podejrzewam,że to zjawisko nie zostało jeszcze opisane przez żadną kolorową biblię [czyt. kosmiczne "Cosmopolitan" lub powabne "Glamour"] ale wszystko przed redakcjami, wszak terminu tego nie opatentowałam.
To taki fenomen i tajemnica poliszynela - jak sweter w odcieniu popielu może wpłynąć na odbiór mężczyzny. To przecież zastrzyk atrakcyjności, +500 do ogólnego poziomu zniewalania niewiast.
Jeśli pojecie rozciągniemy [zróbmy sobie taki "umbrella term"] to podciągniemy pod nie jeszcze piękny kołnierzyk i doskonale skrojoną marynarkę.
I nagle - woah! - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nawet chłopiec przeciętny, o mało nachalnej urodzie, staje się godnym uwagi, powłóczystych spojrzeń i trzepoczących rzęs.
Bo w przypadku mężczyzny przystojnego takie 'umundurowanie' zamienia się w broń (masowego?) rażenia.
Mogłabym przejść do "gorzkiego smaku wanilii", mojego ulubionego, przykrego pojęcia, ale wywód dzisiejszy i tak jest przydługi, chaotyczny i jakiś ciężkostrawny,więc pozwolę sobie na Roisin:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz