piątek, 25 maja 2012

If this is a rom-com..


Okropnie żałuję,że nie zaczęłam pisać wcześniej. Niestety, osiągnęłam taki poziom beznadziei,że sama myśl o próbie spisana całego chaosu ciążyła niemiłosiernie.
Otóż, proszę Państwa, w statecznym wieku lat 25 posypałam się jak dziewczynka. Albo nastolatka.
Co tam się komu bardziej dramatyczne wyda.

Owszem, tworzę dramy na zawołanie. Ale niech mnie nikt nie obsadza w cudzych.
Czy tydzień to długo? 7 dni, 168 godzin. Na wywrócenie komuś rzeczywistości na lewą stronę powinno starczyć.
Potwierdzam, starcza. Można w tym czasie na przykład kogoś rozczulić i uszczęśliwić, sypnąć nadzieją i wygenerować miliard uśmiechów. Tylko po to, by, w kilka stron później, tekst owej bajki mógł wyblaknąć.
Zupełnie. Bez ostrzeżenia. Sok z cytryny, gołym okiem nie dojrzysz niczego.

Niech rękę podniesie ten, kto nie próbowałby sam zmyślić ciągu dalszego.
Mhm, tak też myślałam. Toteż ja, proszę sobie wyobrazić, ja również zaczęłam składać obrazy, dźwięki i półsłówka w całość. Cięłam, doginałam i rozmnażałam wątki. W tym czasie funkcjonowałam w społeczeństwie w trybie czuwania, a społeczeństwo czuwało nade mną, udając dzielnie,że nie widzi ani zapuchniętych oczu, ani rozmazanego makijażu i drżenia dłoni. Czas mijał, przesłanki - wnioski, rano narodziła się całość.
Dopasowałam ostatni element układanki.
Dokładnie w dniu, w którym miała mi zostać objawiona p r a w d a.

Szczypałam się coraz mocniej w lewe przedramię, ale nie, nie usiadłam na łóżku z krzykiem. Gryzłam się w język, by nie dokończyć wyznań, bo przecież już to wszystko słyszałam, ba!, widziałam w swojej głowie.
Przykrywając zakłopotanie śmiechem pytałam czy mi się to śni czy może to jakaś pieprzona amerykańska komedia romantyczna. (Element komiczny mojej wypowiedzi nie został doceniony.)

Przyznaję, nie upajałam się chwilową przewagą zbyt długo. Chociaż chciałam ciąć słowami, żonglowałam nimi tylko, ostatecznie wbijając ostrze między palce zamiast w środek dłoni.

Posłowie
Żołądek nadal mnie nienawidzi, podręczna apteczka przybrała niepokojące rozmiary.
Nadal jestem bardzo niepewna, coraz mniej ufna i skłonna wycofać tezę,że nie żałuję żadnej z bliższych znajomości.

Oraz nie, nie skończyłam tej historii. Albo ona nie skończyła się dla mnie.


Boo boo kisses and fortune cookies






wtorek, 22 maja 2012



Kłamałam.
Wcale nie lubię superbohaterów.


sobota, 19 maja 2012

Zblendowana myśl lub dwie.


Wrzucam blogową myśl,bo nie mogę rozmawiać.
Krzyknęłabym,nawet głośno,ale pewnie nie wypada tego robić ze łzami.
Kakofonia, blender, kwas.

Komplikuję czy jest skomplikowanie?

niedziela, 13 maja 2012

Po 25. zanikają kolana


Dorosnąć? Moi?
Jamais!










Z głębi lewego płuca - dziękuję.

sobota, 5 maja 2012

Watch what you ask for


To źle,że chcę być księżniczką?
Z zadrapanym kolanem i w Conversach, owszem, ale jednak zdobywaną, a nie zdobywającą?
The hunted became the huntress, ale łowcą mogę być w snach.
Cóż, jednak patchworkowa zbroja skutecznie myli przeciwnika, czyniąc ze mnie, w jego oczach, wojownika.

Dotąd rysowałam siebie jako rozważną-bez-grama-romantyzmu.
A tu nie dość,że sensibility nie ma, to i sense nie widać. Istnieje coś "pomiędzy"?

Dałam się wepchnąć w definicję borderline, bo kiepsko żongluję maskami?
Nie planowałam redukowania wymagań. Wciąż naiwnie myślę, że nie muszę udawać zadowolenia z półśrodków.
Jeśli się mylę, proszę o wyprowadzenie z błędu. Jestem w rozsypce, skłonna przyjąć każdą formę pomocy.

Ale..jak to było..? Sympathy is overrated?