sobota, 19 października 2013

Snap out of it


Rozbujałam się na huśtawce niesamowicie. Rozchwiałam. Nieustannie przepraszam, do obrzydliwości.
Trochę jest dobrze, trochę wierzę,a potem - bang! bang! - obawiam się. Ot, co.

I to jest w porządku,bo właściwie jedyne uczucie, które sobie przyswoiłam to strach.
I ja go ze sobą noszę, regularnie i wszędzie, bo tak wypada, bo "jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś".


Strzelam sobie po łapkach za te wszystkie myśli, zgrabne zdania, które powstają tuż przed fazą REM, albo zaraz po pierwszym mrugnięciu powiek, ale siły na wyciągnięcie ręki po ołówek śpią już snem głębokim.
Istnieje duże prawdopodobieństwo,że we śnie byłabym zdolna i uznana, albo "top" i "best selling".

Ale jest jednak jesiennie, pachnie i smakuje. Wanilia w stearynie i dynia w serniku.

niedziela, 13 października 2013

I'm here to watch your heart, it's been faulty since the start


Karuzela myśli trwa, wybory mądre mieszają się z niewłaściwymi, podszywając się jedne pod drugie.
Prawdopodobnie decyzje pisane wielką literą mam jeszcze przed sobą, uparcie nie chcą podjąć się same.
Ale jest spokojniej, mniej drżąco.

Trochę przecieram oczy, zdumiona przedziwnym obrotem spraw.
Gdyby w etykietach pojawiały się prawdziwe imiona, odszyfrowanie dalszych losów każdej postaci byłoby szalenie fascynujące.
Mimo zmian i zawirowań Ci sami ludzie pozostają przy mnie od długich miesięcy, sięgających już lat.
Po prostu krążą po innych orbitach, odgrywają inne role.

To szalenie niesamowite, teraz jestem wdzięczna za tą - pozornie niewłaściwą - bliskość.
Przerażającą znajomość moich najsłabszych stron, tych gorzkich, żałosnych.
Gdyby ktoś chciał mnie przerazić, tak do szpiku kości, wystarczy,że powie że ta ostatnio najbliższa z osób zniknie. Nagle, bez słowa i bez powrotu.
Chociaż trud byłby to zbędny, sama boję się takiej chwili okrutnie średnio co drugi dzień.

Wspominałam już,że jestem wdzięczna?


środa, 9 października 2013

Skutki uboczne rzeczywistości


Chwilę temu świat mi się skończył, po raz sama nie wiem który (pewnie kolejny parzysty).
Zakończenie cokolwiek koszmarnej baśni znane było już od prologu. An end has a start.* 
Zdecydowanie przeceniłam swoje możliwości.
Nasze.
Datę ważności.
Żywność genetycznie modyfikowana, dwudziestopierwszowieczna, a jednak mogła się nadpsuć, podgnić i zestarzeć.
Nie pasjonowała mnie woltyżerka, a mimo to balansuję na koniku (bujanym), stojąc na jednej nodze.
Wszyscy wiemy jak to się skończy.

Tak,wiem. Uprzedzałam. I bruise easily, zawołałam i oddałam skok.

Vogue mówi,że odcień posiniaczonej śliwki jest bardzo in.**



*Tekstami Editors mogłabym teraz wybrukować trzy-czwarte rzeczywistości, tak jestem empatyczna.
** Autentyk. "Bruised plum", not purple.