Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kath. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kath. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 10 listopada 2014
wtorek, 22 lipca 2014
It's been a while
Stuk.
Stuk.. stuk.. stu..
A treści spod palców nie wypłynęło zbyt wiele.
Tajemnicą nie jest żadną,że najczęściej piszę, gdy jest źle.
W tych czasach hey, it's ok ! publikuję obrazki i milczę. Żeby nie zapeszyć. Nie jestem zabobonna, słyszałam,że to przynosi pecha.
Teraz chce mi się krzyczeć i wyć.
Z bezsilności.
Każda komórka mojego ciała waży tonę i przykuwa mnie do podłoża. Mogę oczy unieść ku górze i westchnąć, ot, tyle.
Mogę też spojrzeć za siebie, napinając kark zbyt mocno i nie rozumieć.
Jestem nie(z)rozumieniem. Nierozumnym istnieniem.
Umysł przeskakuje sam siebie w wymyślaniu scenariuszy co mroczniejszych, co bardziej .
Trudne Sprawy i to skomplikowane [level: hard ].
Kluczowy moment, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, bez sztucznie budowanego napięcia i banalnej hiperbolizacji: nie zostawiłam blisko siebie ani jednej osóbki.
Siłą, której nie mam zbyt wiele, odepchnęłam od siebie wszystkich znajomych, przyjaciół i inne równie baśniowe postaci. Zbyt często nie potrafiłam się zmusić, by wystukać kilka zdań, lub otworzyć usta i przemówić, dla własnej ulgi.
Dlatego też teraz, całkiem logicznie, wyję do środka,bo nikomu nie mogę powiedzieć jak bardzo się pogubiłam. Jak bardzo jest mi źle, z samą sobą. Z sobą samą. Z byciem samą.
Odzwyczaiłam się od prowadzenia zdrowych relacji międzyludzkich i gdy już pojawiła się szansa na stworzenie takowej, zachowywałam się jak dzikie zwierzątko, które trzeba powoli oswajać.
Każdy ma swoje pokłady cierpliwości..
Mój błąd,że wierzyłam i nieumiejętnie, ale jednak, chciałam "coś" stworzyć. Ostatnie tygodnie poświęciłam jednej osobie. Tej "naj.." . Kiedy milczałam tutaj najbardziej, najbliższa byłam szczęścia.
Pozwoliłam sobie na snucie planów i uczucie bycia "czyjąś".
Jednocześnie nie byłam fair. Nie stałam się nagle zdrowa i spójna, dlatego też zdarzało mi się kąsać i prowadzić grę sprawdź ile wytrzymasz bez powietrza.
Teraz się duszę. Kolejnej porcji tlenu dla mnie nie przewidziano.
Stuk.. stuk.. stu..
A treści spod palców nie wypłynęło zbyt wiele.
Tajemnicą nie jest żadną,że najczęściej piszę, gdy jest źle.
W tych czasach hey, it's ok ! publikuję obrazki i milczę. Żeby nie zapeszyć. Nie jestem zabobonna, słyszałam,że to przynosi pecha.
Teraz chce mi się krzyczeć i wyć.
Z bezsilności.
Każda komórka mojego ciała waży tonę i przykuwa mnie do podłoża. Mogę oczy unieść ku górze i westchnąć, ot, tyle.
Mogę też spojrzeć za siebie, napinając kark zbyt mocno i nie rozumieć.
Jestem nie(z)rozumieniem. Nierozumnym istnieniem.
Umysł przeskakuje sam siebie w wymyślaniu scenariuszy co mroczniejszych, co bardziej .
Trudne Sprawy i to skomplikowane [level: hard ].
Kluczowy moment, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, bez sztucznie budowanego napięcia i banalnej hiperbolizacji: nie zostawiłam blisko siebie ani jednej osóbki.
Siłą, której nie mam zbyt wiele, odepchnęłam od siebie wszystkich znajomych, przyjaciół i inne równie baśniowe postaci. Zbyt często nie potrafiłam się zmusić, by wystukać kilka zdań, lub otworzyć usta i przemówić, dla własnej ulgi.
Dlatego też teraz, całkiem logicznie, wyję do środka,bo nikomu nie mogę powiedzieć jak bardzo się pogubiłam. Jak bardzo jest mi źle, z samą sobą. Z sobą samą. Z byciem samą.
Odzwyczaiłam się od prowadzenia zdrowych relacji międzyludzkich i gdy już pojawiła się szansa na stworzenie takowej, zachowywałam się jak dzikie zwierzątko, które trzeba powoli oswajać.
Każdy ma swoje pokłady cierpliwości..
Mój błąd,że wierzyłam i nieumiejętnie, ale jednak, chciałam "coś" stworzyć. Ostatnie tygodnie poświęciłam jednej osobie. Tej "naj.." . Kiedy milczałam tutaj najbardziej, najbliższa byłam szczęścia.
Pozwoliłam sobie na snucie planów i uczucie bycia "czyjąś".
Jednocześnie nie byłam fair. Nie stałam się nagle zdrowa i spójna, dlatego też zdarzało mi się kąsać i prowadzić grę sprawdź ile wytrzymasz bez powietrza.
Teraz się duszę. Kolejnej porcji tlenu dla mnie nie przewidziano.
niedziela, 4 maja 2014
What would Audrey do?
Jeden z ładniejszych Google doodles przypomniał o jednej z ładniej wydanych książek w mojej biblioteczce.
sobota, 3 maja 2014
TUMBLRed
Słowa ograniczone do minimum, wsparte obrazem i / lub dźwiękiem.
Kiedy mnie nie ma [w sieci] i tak jestem.
Blog tumblr
Etykiety:
A sky full of stars,
blog,
Coldplay,
Damon Albarn,
handwritten lyrics,
Kath,
malta festival,
tumblr
niedziela, 23 marca 2014
Artifice
Chciałabym Cię obudzić, potrząsnąć za ramiona.
Nie śpij, niech mi się już nie śni otępiała bezsenność,
Może wyczerpana jest już papeteria,
Znużona naszym otępieniem, nijakością.
Lepiej bywało, pamiętasz?
Nie zapominaj, chcę sobie przypomnieć.
Rozsądna mogę być później,
Po kolejnym zdarciu kolan, bez pośpiechu.
Tęsknię.
This time I'd like to need you less.
Nie śpij, niech mi się już nie śni otępiała bezsenność,
Może wyczerpana jest już papeteria,
Znużona naszym otępieniem, nijakością.
Lepiej bywało, pamiętasz?
Nie zapominaj, chcę sobie przypomnieć.
Rozsądna mogę być później,
Po kolejnym zdarciu kolan, bez pośpiechu.
Tęsknię.
This time I'd like to need you less.
Etykiety:
4AD session,
artifice,
Kath,
listy na wyczerpanym papierze,
SOHN,
writing poems
niedziela, 26 stycznia 2014
As we lie in a lie
Ułożyłam palce nad klawiaturą,żeby coś opublikować.
Ale stworzyć mogę tylko jedno zdanie:
Jest mi smutno [okrutnie].
Ładny smutek po sobie zostawiam:
czwartek, 16 stycznia 2014
Make it happen
Gdzieś w zakamarkach umysłu formuje się tekst, który uparcie nie chce spłynąć opuszkami palców.
Nie formowałam postanowień (no, ok,oprócz jednego - ani drgnie moja lewa łydka w rytm poleceń Ewy Chodakowskiej), ale zakładałam sobie drobne cele. Przesuwałam granice. Jeszcze kilka kroków, kilka godzin, kilka dni i sukces.
Spojrzysz w lustro i powiesz: wow, byłam grzeczna. Nie zepsułam żadnej rozmowy, nie zamilkłam, nie odwróciłam się plecami.
Ale żebrami już tak.
Nie ma żadnych zmian, ziemia pod stopami też jakoś nie chciała się związać i trwać pode mną, betonowo.
Nadal się boję. Kieszenie mam pełne lęków i kaleczę sobie o nie palce.
Etykiety:
Kath,
kieszenie pełne lęku,
marazm,
nie ćwiczę z Chodakowską
sobota, 23 listopada 2013
Now I'm standing on the edge, and I'm afraid that I should jump
Wybudzona niespokojnymi myślami kilkukrotnie w zeszłą noc, nie potrafiłam odróżnić jawy od snu.
Zasypiałam w trakcie marnych prób planowania strategii działania, ustalania z samą sobą poniedziałkowych kroków.
Tej nocy,albo chociaż najbliższego ranka, chciałabym znaleźć pod poduszką cenne olśnienie lub uzupełniony zapas sił.
..Tell me why you stopped fighting?
I'm afraid I have to give up and have to look away
piątek, 22 listopada 2013
You had me at hello, you lost me at see you soon
Po trzykrotnym mrugnięciu powiek ocknęłam się u schyłku tygodnia.
Męczącego, przerażająco lekkiego, pełnego starań i efemerycznych sukcesów.
Jestem tak bardzo zmęczona, spragniona wyraźniejszych ram czy choćby nieznacznie zarysowanych definicji. W chwili olśnienia postanowiłam pożyczyć sobie "syndrom sztokholmski", termin - klamrę spinającą chaos, niepewność i rollercoaster emocji.
..maybe I'm too busy being yours to fall for somebody new..
Etykiety:
black and white,
do i wanna know,
Kath,
portrait,
syndrom sztokholmski
poniedziałek, 11 listopada 2013
Heaviness of living
Nie obiecam Ci,że rano wstanę spokojna i kojąca,
Nie zapewnię, że radośnie będę opowiadać o niczym
Nie przyrzeknę, że uniosę kąciki ust, by słuchać o Twoim czymkolwiek.
Bez względu na to ile razy już wzruszyłam dziś ramionami,
ciężar wątpliwości i trosk nie pokruszył się ani trochę.
Etykiety:
flipped,
Kath,
melancholia,
mirror picture,
nie,
ramiona
piątek, 8 listopada 2013
sobota, 19 października 2013
Snap out of it
Rozbujałam się na huśtawce niesamowicie. Rozchwiałam. Nieustannie przepraszam, do obrzydliwości.
Trochę jest dobrze, trochę wierzę,a potem - bang! bang! - obawiam się. Ot, co.
I to jest w porządku,bo właściwie jedyne uczucie, które sobie przyswoiłam to strach.
I ja go ze sobą noszę, regularnie i wszędzie, bo tak wypada, bo "jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś".
Strzelam sobie po łapkach za te wszystkie myśli, zgrabne zdania, które powstają tuż przed fazą REM, albo zaraz po pierwszym mrugnięciu powiek, ale siły na wyciągnięcie ręki po ołówek śpią już snem głębokim.
Istnieje duże prawdopodobieństwo,że we śnie byłabym zdolna i uznana, albo "top" i "best selling".
Ale jest jednak jesiennie, pachnie i smakuje. Wanilia w stearynie i dynia w serniku.
niedziela, 13 października 2013
I'm here to watch your heart, it's been faulty since the start
Karuzela myśli trwa, wybory mądre mieszają się z niewłaściwymi, podszywając się jedne pod drugie.
Prawdopodobnie decyzje pisane wielką literą mam jeszcze przed sobą, uparcie nie chcą podjąć się same.
Ale jest spokojniej, mniej drżąco.
Trochę przecieram oczy, zdumiona przedziwnym obrotem spraw.
Gdyby w etykietach pojawiały się prawdziwe imiona, odszyfrowanie dalszych losów każdej postaci byłoby szalenie fascynujące.
Mimo zmian i zawirowań Ci sami ludzie pozostają przy mnie od długich miesięcy, sięgających już lat.
Po prostu krążą po innych orbitach, odgrywają inne role.
To szalenie niesamowite, teraz jestem wdzięczna za tą - pozornie niewłaściwą - bliskość.
Przerażającą znajomość moich najsłabszych stron, tych gorzkich, żałosnych.
Gdyby ktoś chciał mnie przerazić, tak do szpiku kości, wystarczy,że powie że ta ostatnio najbliższa z osób zniknie. Nagle, bez słowa i bez powrotu.
Chociaż trud byłby to zbędny, sama boję się takiej chwili okrutnie średnio co drugi dzień.
Wspominałam już,że jestem wdzięczna?
środa, 9 października 2013
Skutki uboczne rzeczywistości
Chwilę temu świat mi się skończył, po raz sama nie wiem który (pewnie kolejny parzysty).
Zakończenie cokolwiek koszmarnej baśni znane było już od prologu. An end has a start.*
Zdecydowanie przeceniłam swoje możliwości.
Nasze.
Datę ważności.
Żywność genetycznie modyfikowana, dwudziestopierwszowieczna, a jednak mogła się nadpsuć, podgnić i zestarzeć.
Nie pasjonowała mnie woltyżerka, a mimo to balansuję na koniku (bujanym), stojąc na jednej nodze.
Wszyscy wiemy jak to się skończy.
Tak,wiem. Uprzedzałam. I bruise easily, zawołałam i oddałam skok.
Vogue mówi,że odcień posiniaczonej śliwki jest bardzo in.**
*Tekstami Editors mogłabym teraz wybrukować trzy-czwarte rzeczywistości, tak jestem empatyczna.
** Autentyk. "Bruised plum", not purple.
Etykiety:
An end has a start,
bruised plum,
cheerful depression,
editors,
Kath,
Vogue
sobota, 28 września 2013
Między niebem a nie wiem
Przepraszam się dzisiaj z blogiem.
Mam kilka październikowych planów, takich maleńkich a jednak oversize'owych jak dla mnie.
Cicho, choć mocno, wierzę,że nie rozsypią się,gdy tylko opublikuję ten wpis.
Co zapisane, z tego można rozliczać.
Co wdrukowane, odbije wzór. Zostawi ślad.
Szczerze.
sobota, 27 lipca 2013
czwartek, 11 lipca 2013
trzecia kropka z lewej
Dziś zabawimy się inaczej:
Ja stanę na środku
i dłońmi zakryję oczy
A Ty będziesz udawać ze mną
że świat właśnie przestał wirować
niedziela, 30 czerwca 2013
And Honey, you should see me in the crowd
Mój flirt z tym internetowym zinem do najdłuższych w historii nie należał, ale też i sam projekt, jak się okazało, miał dość krótki termin ważności. Zatonął w czeluściach sieci, a wraz z nim moja radosna twórczość.
Ponieważ nie mogę zalinkować [drżyjcie puryści!] artykułu, który byłby bardzo w klimacie, opublikuję go blogowo. A co, wolno mi.
Tak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni (vide wyrób
wiosnopodobny w Polsce), tak Coachella jest
akurat godnym zwiastunem sezonu festiwalowego. Serwowany choćby przez Youtube.com/Coachella live
stream pozwolił wyobrazić sobie klimat tłumów, plastikowych kubków i
porażającej ilości decybeli. Tegoroczna oferta jest co najmniej smakowita
- poczynając od Björk na Open’erze, przez RHCP i
Kasabian na Impact Festival, a na Placebo na Coke Live
Music Festival kończąc. Równie kuszące są oferty z zagranicy, jak
szwedzki Way Out West (Blur!) czy brytyjskie Reading (z
The Cure).
Jednak bez względu na to, pod którą ze scen znajdziesz
się w najbliższym czasie, ze wszystkimi pozostałymi będzie łączyć jedno -
imponujący
tłum mniej
lub bardziej barwnych osobowości.
Music is my drug
… chciałoby się rzec, część tłumu jednak uznaje hałasy
w tle za dodatek do namiotowego klimatu wspomaganego takimi czy innymi środkami
relaksującymi. Muzyka narkotykiem? Och nie, tak długo jak nie można
jej kupować w gramach.
Mud Men
Tłum, przestrzeń i obcowanie z przyrodą wzbudzają w niektórych pierwotne
instynkty. Fani kąpieli błotnych nie zawsze trafiają do SPA , mogą skończyć na
Woodstocku czy innym dowolnie wybranym evencie plenerowym. Ważne, by móc się
trochę pobrudzić i mieć ograniczony dostęp do bieżącej wody. Grupa o niskiej
szkodliwości społecznej.
Hey, Bro!
Festiwale zdają się przyciągać również
semi-ekshibicjonistów z umysłami myślą niezmąconymi. Znaki rozpoznawcze:
sześciopak w ręce i na brzuchu, koszulka zdematerializowała się w trakcie
torowania sobie drogi do upatrzonej miejscówki. Obłęd w oczach, skłonność do
interakcji. Obiekt godny reportaży na Discovery czy innym Animal Planet.
Oh my Baby
Wychowanie bezstresowe w swoich swobodnych założeniach
zdecydowanie musiało uwzględnić punkt o rodzinnych wypadach na festiwale. Mama,
tata i wózek z maluchem, ot taki sielski obrazek w tłumie wszystkich wyżej
wspomnianych grup. Ale że młody rodzic też człowiek, to i jemu należy się
dostęp do kultury – dzieci można bezpiecznie odstawić do „kids zone”, którą w
swojej ofercie ma także rodzimy Open’er.
Może i maluch nie pochwali się tym w przedszkolu, ale po latach zrobi wrażenie
festiwalowym stażem.
Eco freaks
Fair trade, Slow food i biodegradowalne t-shirty – tym się karmią
współcześni hipisi, weganie, wegetarianie i wszelkie grupy miłujące Matkę
Naturę. Szanujący się festiwal powinien odznaczać się nutką hipokryzji,
przymykając jedno oko na promowane trunki i strzelający pod stopami plastik,
oferując w zamian sekcję eko-działań. Doedukujesz się, posegregujesz śmieci, a
może nawet zaopatrzysz się w koszulkę, która w poprzednim wcieleniu była
zgrzewką butelek PET.
Hipster
generation
Krąży pogłoska jakoby w festiwalach nie zawsze chodziło o muzykę.
Że bardziej o możliwość aktualizowania statusów na facebooku, publikowania
zdjęć w ubłoconych,ale markowych kaloszach i / lub trampkach czy innym
błyszczeniu Ray-Ban’ami. Czysty snobizm.
Na Coke’u warto być, bez względu na to
kto akurat produkuje się na scenie. Cóż, hipster (tudzież inny
przedstawiciel wysublimowanej subkultury w wąziutkich rurkach), znajdzie się
wszędzie.
Jak głosi jedna z miejskich legend, w festiwalowym tłumie można
znaleźć także fanów. Wąską grupę
społeczną skoncentrowaną na brzmieniach konkretnej grupy, doceniającą występy
live i zgodny fałsz pod sceną. Takich, na których wpadniesz przed signing tent, a ślad po festiwalowej
opasce będzie u nich widoczny do następnej edycji.
Niezależnie od tego, który festiwalowy tłum wybierzecie bawcie się
cudnie.
W Conversach czy bez.
Kath
[sources: czeluścia internetu_google images]
Etykiety:
coachella,
hipster generation,
Kath,
music festival,
open'er,
opener,
popmag.pl,
singing tent
niedziela, 23 czerwca 2013
czwartek, 16 maja 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)