poniedziałek, 28 marca 2011

"I go out on Friday night",czyli Nouvelle Vague w Eterze




Nadal jestem pod wrażeniem piątkowej nocy. Wszystko ułożyło się bardzo zgrabnie, mimo moich (nihil novi,ha?) obaw.

Do wczoraj byłam przekonana,że spóźniłyśmy się z Patt na support (pozdrowienia dla wrocławskiego MPK). Okazało się jednak,że "Z przyczyn losowych i niezależnych francuski zespół La Boétie zagra support tylko podczas koncertu Nouvelle Vague @ Warszawa." Zatem niczego nie przegapiłyśmy, a wręcz preciwnie, miałyśmy perfect timing.

Kusiło mnie bardzo, by zrobić research w sieci przed koncertem (bilety kupiłam miesiąc wcześniej,stąd długi czas oczekiwania) na szczęście opanowałam się porę.
Pozostałam głucha na malkontenctwo wywołane wybranym miejscem ("Eter? O matko.. Dlaczego nie Klubowa?") i składem, który miał się zaprezentować ("Nie będzie Melanie Pain?!").

W tym miejscu powinnam odeprzeć ewentualne zarzuty - otóż fakt, nie jestem fanką największego formatu. Uwielbiam dwie pierwsze płyty i bardzo lubię "3", ale o "Couleurs sur Paris" dowiedziałam się dopiero z plakatów reklamujących tegoroczne tournee.
Mimo to, wydaje mi się,że moja postawa była (jest) bardzo bezpieczna - muzyka nie była mi obca, a i zmodyfikowany skład nie przeszkadzał w jej odbiorze.

Bo skład był, cóż, niesamowity. Nie ukrywam, nie rozpoznałam pierwszego utworu ("Je suis deja partie", oczywiście z "Couleurs..") a błyszczące czernią, lekko kosmiczne pelerynki trochę mnie zdziwiły. Tak.. na dwie minuty.
Potem rozbrzmiał charakterystyczny wstęp do "Master and servant", a pelerynki poszły precz. I nie był to jedyny element garderoby, który opuścił pierwotne miejsce..

Mareva Galanter i Liset Alea były oszałamiające. Jakkolwiek banalnie to brzmi, przykuwały wzrok zjawiskową urodą.
Mareva, długonoga była miss Francji o tahitańskich korzeniach. Łagodna zmysłowość.
Liset, wulkan energii w kusej sukience. Buty zrzucone, leżenie na podłodze i całus dla pana z widowni. Ma w sobie coś z zadziorności Juliette Lewis - minus wulgarność.

(Jeśli mogę dodać, estetycznie przyjemny był również pan perkusista. Szczupły francuski muzyk - i brzmienie każdego z tych słów działa jak afrodyzjak..)

Absolutnie nie dziwię się pani w małej czarnej i perłach, w końcu łatwo uznać NV za mistrzów kołyszącej i eleganckiej bossanovy. Jednak każdy utwór pełen był ekspresji i zaangażowania.
Do tego mało nachalna, a zabawna dwujęzyczna konferansjerka.

Liset zdobyła moje serce ostatecznie, trafiając w jego lingwistyczną część, gdy uznała,że Polacy "get drunk just once and never get undrunk". A jej pierwsze polskie zdanie to "jestem piosenkarką", co uważam za absolutnie urocze.

Ale powinnam coś skrytykować,prawda? Owszem, jest co - było mi mało.
1,5h minęło błyskawicznie, a jeszcze tyle kawałków mogło być wykonanych. ("Don't go" odpadło w przedbiegach, ale "Aussi belle qu'un balle"..?) Na szczęście ostatnim bisem było "In the manner of speaking", bardzo satysfakcjonujące.

Podziękowania należą się Patrycji, która nie dość, że wyglądała na zadowoloną (piski!) to zgrabnie dopchała nas pod scenę, a potem po autografy
Zdjęcia również zawdzięczam Patty.


I jeśli czyta to jakaś dobra wróżka, to marzę sobie o powtórce w przyszłym roku. Chętnie w Poznaniu.

4 komentarze:

  1. jakże ten pan perkusista się nazywa? ;( nigdzie nie można tego znaleźć! Moni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ten sam problem! Ale nie poddałam się w poszukiwaniach..
    Z podpisu próbowałam coś wywróżyć i wg mnie jest to imię Mathieu (co czyniłoby go jeszcze bardziej cudownym),ale 100% pewności nie mam..

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra relacja. Stanowczo za dobra - biorą mnie diabli, że odpuściłem sobie ten wyjazd. Dobrze, że Collin i jego białogłowy nawiedzają ten kraj częściej, niż WIG 20 dno GPW. Zobaczenie NV na żywo jest na moim "Bucket List".

    Dziękuję za tą relację! Nawet, jeśli czuję po tym gorycz... zasłużyłem na nią!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielbię Twoje metafory :)
    I przepraszam,ale nie potrafię udawać,że było słabo.. Myśl pozytywnie to może się ich w Poznaniu doczekamy?

    Poza tym,Ty w tym czasie zrobiłeś już dwie recenzje,uh uh.

    Dziękuję za komplement,Mistrzu.

    Pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń